Obudził nas słoneczny poranek. Po szybkiej kawie i herbacie ruszyliśmy na poszukiwanie campingu, który miał być gdzieś na górze miejscowości. Po około 2 km znaleźliśmy naszą nadzieję na tańszy nocleg. Pokoje w domkach niestety drogie 150dh/ 2 osoby, możliwość spania pod własnym namiotem (którego nie braliśmy tym razem ze sobą na wyjazd) za 20 dh od osoby plus 20 za namiot. Nic to, przynajmniej widoczki z góry piękne...
Wracając już z plecakami by wyjechać z tego miejsca wstąpiliśmy tak od niechcenia do jednego z pensionów po drodze. I tam się okazało że jest dach i możliwość spania na nim za 30 dh od osoby. To dreptamy na dach opatrzyć co i jak. A na dachu komuna, materac przy materacu, koce, śpiwory i plecaki, grupka ludzi z różnych rejonów świata, klimat zachęcający:) Więc zostaliśmy.
Tego dnia wygrzewałam kości w hammanie z Lukrecją z Argentyny, poddając się nieziemskiemu masażowi sympatycznej Arabki. Kobieta wymyła mnie czarnym mydłem z oliwek, zwałkowała cały naskórek szorstką rękawicą, rozluźniła spięte mięśnie, na zakończenie maseczka z henny na całe ciało i zimny kubeł wody. Wyszłyśmy szczęśliwe, wypoczęte i dymiące.
Wieczorem większą ekipą wybraliśmy się na obiadek do małej sympatycznej knajpki ukrytej gdzieś w zakamarkach uliczek. Tajin jeszcze bulgotał jak wjechał na stół, zupka warzywna była gęsta i aromatyczna, do tego chlebek, oliwki i herbata.
Objedzeni do granic możliwości wróciliśmy na nasz daszek gawędząc do późna przy szumie wiatru i oparach miejscowego kifu...
*****************
30 dh- nocleg na dachu 1 os.
10 dh - wejście do hammanu
50 dh - masaż
40 dh - obiad 1 os. tajin