Stąd łapię bezpośredniego stopa do Glen Coe. Jadę jakimś wypasionym autem z przesympatycznym panem, istną mieszkanką kulturową, ma coś ze Szkota, Włocha i świetne ucho do akcentów. Opowiada o swoim ogromnym ogrodzie i polowaniach na szare wiewiórki, które są bezwzględnie tępione przez tubylców, bo wypierają rodowite rude kity. Dowozi mnie aż do drogi prowadzącej do wyciągów narciarskich. Stwierdza, że muszę dziś zobaczyć całą tą trasę, bo jest piękna pogoda, a z powrotem do wioski na pewno od razu coś złapie. I ma racje, widoki są boskie, a kolejny samochód zatrzymuje się szybko.
W wiosce, a raczej nieco obok, znajduję pole namiotowe (9GBP), tuż nad brzegiem jeziora Loch Leven. Na obiad wracam do wioski, do hotelowej restauracji z barem, w którym to wieczorem gra i śpiewa Robert Carmichael. Piwko, muzyka, piękna pogoda i cudne widoki, czego chcieć więcej :)
Noc jest przyjemnie ciepła.
http://www.invercoe.co.uk
http://www.robertcarmichael.com