Noc była bardzo chłodna, opatulone w puch przespałyśmy ją spokojnie. Niestety różnica temperatur była spora i skroplona para wodna w namiocie zawilgociła nam śpiwory. Udało się je na szczęście dość szybko wysuszyć na wietrze. Oczarowane bryłami lodu ponownie idziemy podziwiać ten spektakl o poranku. Czar nieco pryska jak widzimy dzikie tłumy na brzegu, oczekujące na przejażdżkę amfibią.
Jedziemy dalej jedynką, krajobraz się zmienia i pojawiają się góry z osypującymi zboczami. Przejeżdżamy przez pierwszy tunel. Czasem droga biegnie na niewielkim paśmie jezdni wyciętym między górą a morzem. Podczas jednego z postojów trafiamy na przepiękny naturalny skalniak usiany kolorami dzikich kwiatów.
Nieświadome islandzkich drogowych standardów dzielnie trzymamy się drogi głównej i na rozwidleniu za miejscowością Breiðdalsvík skręcamy w lewo, trzymając się drogi 1, zamiast jechać drogą 96, jak uprzejmie nam proponuje nasz GPS. Początek był nawet niezły, ale potem się zaczęło... Że czasem nie ma asfaltowej nawierzchni to już wiedziałyśmy, tak bywa. Doszły do tego dziury jak w szwajcarskim serze, a im wyżej tym widoczność coraz mniejsza. Im dalej, tym droga bardziej stroma i kręta, do tego mży... Nasze autko momentami ledwo dawało radę. Dobrze, że w strategicznych momentach nikt nie jechał z naprzeciwka. Droga wąska, przepaść z lewej, przepaść z prawej, i czasem chyba lepiej, że przez chmurę w której byliśmy nie było widać tych wysokości. Gdy już Agawa była na skraju wytrzymałości nerwowej pojawiła się po lewej tyci chatka i parking. Chatka okazała się schronieniem dla zbłąkanych turystów, z pryczami do spania, zapasem butli i jedzenia. Tu też spotkałyśmy Polaka na rowerku, pedałującego sobie jakby nigdy nic, który pocieszył nas nieco mówiąc, że niedługo będziemy miały znów asfalt, a widoczność się poprawi. To dodało nam otuchy i ruszyłyśmy dalej.
I było jak powiedział, zjechałyśmy z naszej upiornej trasy wprost na przepiękne widoki oblane kolorami zachodzącego słońca.
Tej nocy rozbiłyśmy się na dziko przy drodze i zagrodzie dla owiec niedaleko wodospadu Hengifoss. Wieczór był bardzo ciepły, łączka pachniała ziołami, tak że mimo ogromnego zmęczenia nie chciało nam się iść spać.
*****************************
Przy okazji polecam firmę od naszych śpiworków i kurtek, http://cumulus.pl
prysznic po drodze na kempingu, 3 minuty - 50K