Tym razem jest to podróż w liczbie pojedynczej.
Świat jest mały, w samolocie spotykam koleżankę z dawnej pracy (pozdrawiam!), która leci z mężem i malutką córeczką do francuskich winnic (zazdroszczę!!!).
Na lotnisku dostaję mapę Girony, doładowuję hiszpańską kartę do telefonu i autobusem za 2,5 e. jadę do centrum miasta. Mam zaklepany nocleg z CS u Sandry, która mieszka koło centrum. Bez problemu znajduję jej mieszkanie. Jakaż ona drobna i malutka! Gawędzimy sobie o wielu rzeczach a ona robi mi późny obiadek. Objedzona jak smok fasolką szparagową z dodatkami, pomidorkiem z kozim serem z crem balsamico i słodkimi ziemniakami zasypiam w jej salonie na sofie. Na stole leżą zostawione dla mnie klucze do domu:)