Po wietrznej nocy przychodzi piękny, słoneczny dzień. Bardzo niespiesznie jemy razem śniadanie, pijemy kawę z baru-recepcji i podjeżdżamy samochodem do początku szlaku. Dziś w końcu będę mogła połazić po górkach! W Szkocji z górami jest taki problem, że czasem łatwo się zgubić. Szlaki w zasadzie nie są oznaczone, trzeba uzbroić się w dobrą mapę, a najlepiej sprawdzać swoje położenie co jakiś czas przez GPS.
Na początku szklaku mijamy śmiałków kąpiących się w lodowatej wodzie małych basenów, które tworzą się na stopniach górskich rzek. Dziś jeszcze nie, ale następnym razem też dam nura :)
Szlak jest nieco podmokły na początku, później zmienia się w osypujące się skały. Im wyżej tym piękniej, widoki mamy niesamowite. Po drodze mijamy tylko parę osób. Nasza górka to jeden z Munrosów w paśmie gór Cuillin, wysokość 965 m. Na szczycie obserwuje nas kołujący nad nami kruk, jest piękny, majestatyczny w swoim locie. Wyspy widoczne z oddali wyglądają jakby unosiły się na niebie. To szczęście mieć tu taką piękna widoczność. Powoli schodzimy na dół i mimo map i nawigacji raz mylimy drogę, dobrze że szybko to wyłapałyśmy.
Wracamy na nasze pole namiotowe, odgrzewamy gotowe zupki i przy rozgrzewających trunkach spędzamy miły wieczór w towarzystwie Krasnoluda, tak nieformalnie ochrzciłyśmy poznanego wcześniej rudego Szkota, z racji jego bujnej czupryny i brody :) Poznajemy też jego towarzysza, około 70 letniego pana, który też się wspina, i skromnie stwierdza, że nie jest w tym zbyt dobry, bo robi to dopiero od kilku lat.
http://www.walkhighlands.co.uk/skye/sgurrnabanachdich.shtml