I znów na północ! Jakbym tak nie mogła w końcu wygrzać kości w krainach słońca, biegać w bikini po plaży i pić schłodzoną sangrię...
Człowiek jest dziwny i ciągną go przeciwności, zamiast słońca - deszcz, dużo deszczu, zamiast bikini - bielizna termoaktywna i śpiwór puchowy, a o sangrii można tylko pomarzyć, gorąca herbata jest ważniejsza!
Gonię słońce, samolotem..... W Berlinie już zaszło i nie została po nim nawet smuga blasku. Ale lecimy na północ, a tam nadal dzień! Wylot 22:10, żółcie zmieniają się w pomarańcze i czerwienie, i na końcu zachód słońca, lądu nie widać, lecimy nad morzem. Przylot 23:50, zmiana czasu i ciągle jasno. Łuna nad horyzontem.
Tym razem podróżuję z Agawą, wypożyczamy autko, Hyunday, biały, czyli nasz Wojtuś - takie imię dostał od nas na cały wyjazd (z tym imieniem mam bardzo dobre skojarzenia :) )
Agawa odbiera mnie z lotniska i jedziemy na nasz kemping w Sandgerdi, od razu spać!
****************************
kemping - 1000K