Ruszyłyśmy w malutkiej mżawce, w chmurach, do malowniczej miejscowości schowanej między fiordami. Tylko znów nie było malowniczo... Widoczność spadała z każdym zakrętem pod górę, wiał mocny wiatr, a myśmy się modliły, by autko znów dało radę. Ogólnie w samej miejscowości spędziłyśmy chwilę i nie miałyśmy ochoty zostawać na dłużej. Pewnie przy lepszej pogodzie robi ona o wiele większe wrażenie. Na koniec znów powrót tą samą średnio bezpieczną trasą. W Egilsstaðir zjadłyśmy obiad w małej knajpce przy kempingu i ruszyłyśmy dalej, by zobaczyć najsłodsze ptaki świata - maskonury!
**************************
zupa na obiad - 1200K