Po zabójczej ilości czosnku i owoców, prawie ozdrowiałam, wiec czas na dalsze zwiedzanie.
Na początek małe muzeum, koło bramy Bab al-Mansur, ze sztuką marokańską, które można sobie podarować.
Następnie mauzoleum Mulaja Ismaila przynoszące wytchnienie w upalny dzień. W ostatniej sali, do której jest wstęp, ma się ochotę zostać na zawsze, wypoczywać na chłodnych mozaikach i słuchać opowieści o francuskiej księżniczce, która nie dała się namówić na pozostanie w haremie sułtana.
Dalej podziemne spichlerze aktualnie remontowane, oprócz chłodu i dużych przestrzeni nie mają nic szczególnego do zaoferowania.
Nie wiem co nam strzeliło do głowy by włóczyć się w taki upał wzdłuż murów, nie powiem pustawo było i klimatycznie. Doszliśmy do dużego zbiornika wodnego obsadzonego dookoła oleandrami i rozmarynami. Bardzo przyjemne miejsce na odpoczynek z widokiem na miasto i ruiny.
Wracając przez dzielnicę żydowską doszliśmy do hali targowej zaopatrując się w 2 kg melona, by następnie podczas kolejnych 2 godzin siesty próbować go zjeść.
Wypoczęci ruszyliśmy do Dar Dżamaj, urokliwego muzeum pałacowego z nieco zaniedbanym ogrodem porośniętym wielkimi drzewami. To miejsce zdecydowanie polecam!
Dalej gubiąc się specjalnie w zakamarkach medyny zostaliśmy zaprowadzeni do sklepiku, w którym to skusiłam się na metalową bransoletkę zdobioną damascenką, ćwicząc trudną sztukę zbijania ceny.
Dzionek się już kończył, śpiewy wzywały do meczetu, a nas nasze brzuszki na obiadek. Na głównym placu występowali różni muzycy, handlarze próbowali sprzedać jakieś dziwne specyfiki, dymiły stragany z jedzeniem.
*************
22 dh - 2 kilogramowy melon
75 dh - słabo wytargowana bransoletka
35 dh - kolczyki (podobno ze srebra...)