O poranku La Rambla nie wyglada strasznie, bo to nie weekend, nie sezon i nie ta godzina. Bez przeszkod dotarlam do Playa Cataluna i dalej roznymi uliczkami w kierunku slynnej tanczacej fontanny remontowanej o tej porze roku. Po drodze park Joan Milo gdzie grono staruszkow rozgrywalo niezwykle pasjonujaca gre w boule. Rozlegle wzgorze Montjuic z pustym o tej porze roku nowoczesnym ogrodem botanicznym. Polecam nie tylko ze wzgledu na wspaniale widoki na miasto, przypomnialam sobie smak owocow drzewa truskawkowego!
Na popoludnie deser, park Guel w promieniach zachodzacego slonca smakujacy najlepiej. I wieczorny spacer ulicami Gracia do centrum, by zdazycna spotkanie z ekipa z wakacyjnego kursu hiszpanskiego. Pieczone kasztany wszedzie smakuja dobrze. Sagrada Famila wieczorem wzglada rownie pieknie jak i wielki kolorowy 'tampon', czyli biurowiec o takowym ksztalcie. W barze pelnym tapas objedlismy sie po uszy i szczesliwi ruszylismy do hostelu. Po drodze stalam sie wlascicielem obrazu, ale to inna historia ;)