Rano nadal pada... Nic to, trzeba się zbierać, bo ptaszki nie poczekają, najlepiej podobno obserwować je do południa. Droga prowadząca na koniec cypla jest super, parkujemy tuż przy punkcie obserwacyjnym. Do puffinków można podejść bardzo blisko, ułatwiają to platformy obserwacyjne oraz butka ornitologiczna, w deszczu niezwykle przydatna. Maluchy w ogóle się nie boją, dreptają śmiesznie na krótkich nóżkach, wylatują w morze na połów i chowają się w swoich ziemnych norkach. Można tak siedzieć godzinami i je obserwować.
Po dłuższym czasie ruszamy dalej, wracając trasą przez Egilsstaðir, dalej do Dettifoss. Jedziemy przez kolejne pustkowia, nie ma zupełnie nic po drodze. Czarna ziemia, wzgórza, pustka, zastygła lawa i pył wulkaniczny, czasem mała połać trawy.
Do Dettifoss docieramy koło 23. Droga prowadząca do niego nr 862 jest świeżo zrobiona, na końcu spory parking, już pusty. W deszczu dość szybko oglądamy wodospad i obok niego drugi Selfoss. Już zmęczone i zziębnięte robimy nasze szybkie dania na parkingu. Chcemy gdzieś znaleźć jeszcze jakieś fajne miejsce do spania, bo już po północy. Na tym pustkowiu nie ma zbyt dużego wyboru, rozbijamy się przy głównej drodze, schowane za naszym samochodem, bo mocno wieje.