Dziś jedziemy zobaczyć wielorybki!!! Po drodze wypogadza się i nawet świeci czasem słońce! W centrum Husaviku, domek przy domku stoją biura oferujące rejsy, by zobaczyć te przepiękne stworzenia. Można płynąć przerobionym kutrem rybackim albo szybką łódką.
Bierzemy tańszą wersje kutra i ubieramy się cieplutko. O wskazanej godzinie stawiamy się w porcie, na łajbie dostajemy kombinezony w stylu Pi i Sigma, a do tego na wierzch sztormiaki. Przy ubieraniu tego zestawu śmiechu mamy co niemiara, mamy na sobie kilka warstw ubrań i ledwo się ruszamy. Jeszcze tylko foliowy worek na aparat i odpływamy.
Pogoda jest całkiem dobra, nie pada! Wypływamy w morze, w miejsce, gdzie żerują wieloryby. I już na początku zaczęły się schody dla Agawy. Okazało się, że ma silne objawy choroby morskiej. Usadzono ją na rufie, bo niby tam mniej buja i w sumie więcej nikt jej nie mógł pomóc. Sama w tym medytacyjnym stanie nie była, jeszcze z 2 osoby dołączyły do haftowania za burtę. A ja w najlepsze wyszukuje dogodne pozycje do robienia zdjęć i z radością łapię wiatr we włosy.
Przy szukaniu wielorybów obowiązuje zasada zegara, kto pierwszy wypatrzy zwierza woła głośno, na której godzinie go widział. Dziób to godzina 12. I zaczynają powoli się pojawiać. Wokół pływa kilka innych kutrów z turystami, oraz speed boat. Kursujemy w tą i z powrotem, a pod nami pływają 3-4 wieloryby. Co jakiś czas któryś z nich się wynurza, wypuszcza mgiełkę powietrza, nieco popływa i nurkuje znów na głębiny by coś podjeść.
Cóż, ja bawiłam się świetnie, a Agawa w pozycji embrionalnej modliła się o powrót na brzeg. Zanim na miejscu doszła do siebie, by dalej jechać, minęło parę godzin. Udało się jej nawet coś zjeść i zobaczyć razem muzeum wielorybów.
**********************************
rejs kutrem - 10 000K
duża pizza - 2750K
muzeum - 1800K